piątek, 7 września 2012

"Raj: miłość"

Z materiałów dystrybutora: Against Gravity
(org. Paradies: Liebe)
reż. Ulrich Seidl
Austria/Niemcy/Francja 2012
120 min

Przede wszystkim film mnie zaskoczył. Nasłuchałam się o tym, jaki jest bezlitosny i okrutny, pornograficzny i nieprzyjemny. Tymczasem okazał się wizualnie niesamowicie wyważony, natomiast treściowo po prostu bardzo smutny. I to zarówno w warstwie społeczno-politycznej (wtórny kolonializm) jak i psychologicznej, która zrobiła na mnie szczególnie duże wrażenie.

Pięćdziesięcioletnia Teresa, zmęczona swoim przeciętnym życiem, jedzie do Kenii na zorganizowane wczasy, licząc na egzotyczną przygodę. To pierwsze oszustwo - ogrodzony kurort nie daje szans na niewielkie nawet zbliżenie się do afrykańskiej rzeczywistości, daje jedynie namiastkę egzotyki w postaci folklorystycznego zespołu przygrywającego w świetlicy. Wszystko jest tu sztuczne i przaśne, ale nikt nie protestuje przeciwko tej farsie - wszak europejczycy tak naprawdę chcą tylko wylegiwać się na leżakach i popijać kolorowe drinki, a tubylcy zarobić pieniądze, nawet za cenę poniżenia i upokorzenia.

Mogłoby się wydawać, że Teresa próbuje w jakiś sposób wyłamać się z tego schematu, doświadczyć czegoś więcej, niż zawiera standardowy hotelowy pakiet all inclusive. Wybiera się wszak na spacery po "kenijskiej" stronie plaży, udaje się do "tubylczej" dzielnicy, pije palmowe wino, spędza czas w lokalnym barze tańcząc z nieznajomymi. A jednak to też nieprawda, nie interesują jej zupełnie okoliczni mieszkańcy i ich kultura, szuka tylko sposobu, żeby zagłuszyć swoją samotność.

Teresa nie od razu decyduje się na płatny seks, pewnie trochę ją to brzydzi, trochę oburza, w dodatku wstydzi się swojego ciała. Ja bym tak nie mogła - mówi. Nie ufa zapewnieniom koleżanki, że Murzynów podniecają otyłe białe kobiety; słusznie przeczuwa, że to dla tubylców tylko kolejny upokarzający sposób zarabiania pieniędzy. Sama pragnie uczucia, adoracji, głębokiego patrzenia w oczy i trzymania za rękę, pragnie, aby ktoś dojrzał w niej człowieka. Wie, że ta transakcja jej tego nie zapewni, a jednak nie ma żadnej alternatywy, angażuje się więc w taki udawany związek.

Na wczorajszej dyskusji po projekcji niektórzy zarzucali Teresie naiwność, ale ja nie jestem skłonna w to uwierzyć. Bohaterka doskonale wie, że młodym Kenijczykom chodzi tylko o jej pieniądze (wielokrotnie powtarzane zdanie: Nie, nie kochasz mnie, nawet mnie nie znasz.), po prostu wypiera to ze świadomości. Woli przeżywać udawany romans niż płatny seks, woli wierzyć, że kupuje sobie uczucie i przywiązanie. To złudzenie jednak również szybko się rozwiewa.

Bohaterka próbuje więc realistycznego podejścia, buduje swoje poczucie własnej wartości w oparciu o model wyzwolonej kobiety, która bez wstydu już płaci za seks, bierze udział w imprezie ze striptizerem i mówi mężczyznom bardzo konkretnie, czego od nich chce. Prosty układ "płacę i wymagam" także okazuje się jednak niedający satysfakcji czy wręcz niemożliwy do zrealizowania.

Na kanwie quasi-reportażu o seksturystyce, dostajemy więc tutaj uniwersalną przypowieść o oszustwach, które świadomie akceptujemy, o substytutach, jakie zgadzamy się przyjąć, o upadających złudzeniach, o samotności i braku poczucia własnej wartości. Wszystko to sfilmowane w realistyczny i nieupiększony, aczkolwiek bardzo malarski sposób. Jestem pod dużym wrażeniem i czekam na drugą część ("Raj: wiara").

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz