środa, 27 stycznia 2010

"Templariusze. Miłość i krew"

(org. Arn - Tempelriddaren)
reż. Peter Flinth
Dania, Finlandia, Niemcy, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania 2007

Jestem na tak, choć to bardzo smutny film. Nie podobał mi się jedynie początek "od środka", bo nie wiadomo czemu miał służyć w kontekście całości - ani to klamra kompozycyjna, ani nic. W ogóle kompozycja trochę nie tego, bo film wyraźnie rozpada się na trzy części (no ale w końcu na podstawie trylogii, czyż nie?). Upływ czasu też słabo zaznaczony - jakby nie powiedzieli, że to już 20 lat minęło, to za nic bym się nie zorientowała (głównie dlatego, że Cecylia wygląda ciągle tak samo, czyli od początku do końca staro). Ale ok, wiem że to obcięta wersja, może całość się broni przed tymi zarzutami.

Poza tym wszystko jest w porządku: ciekawa fabuła, piękna scenografia, realizm historyczny i przekonujący bohaterowie, także drugoplanowi (Saladyn!). Plus wzruszające zakończenie, niesamowicie smutne, choć przecież szczęśliwe (w końcu wygrali). Obowiązkowy dla wszystkich romantyczek.

PS. Polski tytuł jak zwykle pasuje do filmu jak wół do karety, więc niech nikt się nie da nabrać, że to film o templariuszach.

PPS. Czy ktoś mi wytłumaczy, dlaczego ten Szwed atakując Duńczyków krzyczał "Za Norwegię!"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz