czwartek, 14 stycznia 2010

"Hrabina"

(org. The Countess)
reż. Julie Delpy
Francja, Niemcy 2009

Pierwsze wrażenie: film mnie bardzo rozczarował. Przede wszystkim aktorsko; miałam wrażenie że aktorzy recytują wyuczone kwestie, zamiast grać. Skutkiem tego był całkowity brak erotycznego (czy jakiegokolwiek) napięcia pomiędzy parą głównych bohaterów. Sceny o największym, z założenia, ładunku emocjonalnym - czyli spotkania kochanków i sceny szaleństwa Elżbiety - są nie bardziej angażujące niż relacja z turnieju szachowego.


Portretom psychologicznym bohaterów zabrakło głębi, nie widzimy ich dylematów i nie znamy motywów ich działań. Retrospektywna narracja dominuje nad treścią filmu, czy wręcz przytłacza ją. Ponadto jest rozbieżna z tym, co widzimy na ekranie - Istvan głośno zastanawia się, "czy wszystko to nie było tylko krwawą legendą, wymyśloną przez mojego ojca", podczas gdy fabuła takich wątpliwości nawet nie sugeruje. A szkoda, bo mogłaby na tym zyskać.

I pozwólcie, że zacytuję jeszcze z filmwebu (opinia autorstwa Esseillt):
'Hrabina' nie bardzo mnie przekonuje. Ma klimat, ale Julie Delpy jest lepszą aktorką niż reżyserką. Za dużo w tym filmie zostaje powiedziane, a za mało pokazane. Rozumiem ograniczenia budżetowe, ale trudno uwierzyć, że bohaterka żyje w ciągłym zagrożeniu ze strony Turków, skoro na ekranie tego nie widać, podobnie jak nie widać armii, której przewodzi. Wątek miłosny wydaje się doczepiony na siłę, a postać Istvana szeleści papierem. Wydawać by się mogło, że w historii kogoś takiego jak Elżbieta Bathory powinna być wielka namiętność, a z ekranu wieje chłodem.
Zgadzam się całkowicie. Z tym, że "klimat" tworzą chyba tylko i wyłącznie stroje. No nic, w kolejce jest Bathory, może tym razem będzie lepiej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz